Zawsze warto mieć nadzieję…

Nadzieja zawsze umiera ostatnia. Tak… tak, dawno nie była tego taka pewna. Pamiętacie mój ostatni wpis Ciężkie pytanie – „wyrzucać czy nie”? Otóż nie wyrzuciłam.

Wszystkim storczykom, które chorowały zapewniłam święty spokój. Nie oglądam codziennie, nie sprawdzam czy wypuszczają nowe liście, korzenie itp. Dałam im czas. Oczywiście podlewam, pielęgnuje i dbam, ale podchodzę do nich z dystansem. Po kilku tygodniach jeden miło mnie zaskoczył. Wiem, że nie jest to zdrowy listek, choć na pierwszy rzut oka wydaje się w porządku. Jego kolor odbiega od standardów, ale siła i chęć życia tej orchidei mnie zadziwia.

Czy da radę?

Takie pytanie zadał mi mój synek, widząc jak mama się cieszy z młodego listka. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, ale będziemy czekać. Każda reanimacja dodaje mi sił i wiary, że jeżeli się chce to można. I nigdy nie należy tracić nadziei.

Reanimacja

To jeszcze nie koniec walki. Jest jeszcze kilka sztuk, które dzielnie walczą. Jeden poszedł w liście, drugi w korzenie. Jeszcze inne stoją i czekają na swoją kolej. Liczę, że z 15 uda mi się uratować choćby połowę.

Ciepło, cieplej, gorąco

Okres grzewczy nie sprzyja reanimacji. Powietrze jest suche co widać po korzeniach. Zraszanie pomaga, ale na krótka metę, a i tu należy zachować zdrowy rozsądek. Nawilżanie powietrza jest dobre, w tym celu użyłam tacki wypełnionej keramzytem i kamykami. Ułożyłam na niej storczyki i myślę, że jest im o niebo lepiej. Klinika Storczyka działa pełna parą 🙂

 

Imię (wymagane)

Adres email (wymagane)

Newsletter

  


Kamila
About Kamila 269 Articles
Moja przygoda rozpoczęła się kilka lat temu. Jeden niepozorny storczyk wywrócił moje parapety do góry nogami. Zanim dobrze się poznaliśmy, prowadziliśmy nieustanną walkę o przetrwanie. Po wielu miesiącach moje orchidee odetchnęły z ulgą. Tak, tyle trwało zanim się dobrze poznaliśmy. Swoje spostrzeżenia, notatki, uwagi zawarłam na stronach tego bloga, który stał się moją storczykową instrukcją obsługi.