
Pierwszego nakrapianego storczyka, który zauroczył mnie swoimi „ślicznymi ciapkami”, kupiłam jak zawsze spontanicznie. Łapię się już na tym, że kupuję pod wpływem chwili i jeszcze się nie zdarzyło bym żałowała swojej decyzji 🙂
Wielokwiatowe, cętkowane storczyki nie są już rzadkością, choć nie ukrywam, że szybko znikają ze sklepowych półek. W swojej kolekcji mam jednego młodego nakrapianego storczyka, którego kupiłam na przecenie pół roku temu. Od tamtej pory kwitł już dwa razy i jestem przekonana, że to był dobry wybór.
Spontaniczne zakupy, nic w tym złego. Należy jednak pamiętać, aby dobrze przyjrzeć się naszej orchidei. Korzenie, liście, podłoże i kwiaty. Na te części rośliny należy zwrócić szczególną uwagę. Zawsze starajmy się kupować z głową, gdyż przyniesie nieproszonych gości w postaci tarczników, wełnowców czy przędziorków może skończyć się masową „inwazją”, którą nie zawsze jesteśmy w stanie opanować.
Ciężki początki i zaskakujący finał
Pierwsze próby wyhodowania cętkowanych storczyków były dość trudne. Uzyskano storczyki o żółtych kwiatach, które nie zadowalały hodowców, którzy próbowali uzyskać wielokwiatowe białe i różowe hybrydy o czerwonych cętkach. Jak widać na załączonych obrazkach finał ich ciężkiej pracy jest zaskakujący.
Najpopularniejszym nakrapianym storczykiem jest zdecydowanie Phalaenopsis Smartissimo.